Karkonosze jak z bajki - zimowa Śnieżka, Samotnia i Łabski Szczyt.

Kiedy miałam naście lat, każdego roku jeździłam na ferie w Karkonosze, najczęściej do Karpacza, czasem do Szklarskiej Poręby. Zdecydowanie bardziej wolałam Karpacz :) Były to głównie narciarskie ferie ale czasem też szliśmy na piesze wycieczki. Z tamtych wyjazdów najlepiej wspominam gorąc flaczki w schronisku nad Łomniczką, jazdę na nartach we mgle na Złotówce, wizyty w Samotni oraz widok "zimowych ludzi" ;) W górnych partiach Karkonoszy przysypane śniegiem choinki kojarzyły mi się z ludźmi, trochę pokurczonymi pod śniegiem. Później wracałam w Karkonosze latem ale nigdy nie były dla mnie tak piękne i niezwykłe, jak te zimą. W końcu doczekałam się powrotu w zimowe Karkonosze, wybraliśmy się tam na krótki wypad na początku 2018r.  I z całą pewnością mogę stwierdzić, że Karkonosze zimą prezentują się najpiękniej, trochę jak z bajki!



Ponieważ schronisko Samotnia jest dla mnie najpiękniejszym schroniskiem w polskich górach i bywałam tam wielokrotnie, ale tylko na chwilę, wracając po latach w Karkonosze, był to oczywisty wybór na nocleg. Samochód zostawiamy w Karpaczu w okolicach kościółka Wang i niebieskim szlakiem docieramy do schroniska. Szlak nie jest bardzo wymagający, droga pnie się dość łagodnie, nie ma stromych podejść, podejście trwa ok. 2godz. W ostatnim kawałku, z powodu zagrożenia lawinowego w kotle Małego Stawu, zimą szlak poprowadzony jest inaczej, jest dobrze oznaczony. 



Wieczorem wybieramy się jeszcze na krótki spacer do położonego po sąsiedzku schroniska Strzecha Akademicka. Dojście trwa ok. 15min., a przejście w ciemności z czołówkami jest fajnym przeżyciem.



Następnego dnia wybieramy się na Śnieżkę, jest to najwyższy szczyt Karkonoszy oraz całych Sudetów, a także najwyższy szczyt Czech. Śnieżkę kilka lat wcześniej zdobyliśmy latem, wtedy szliśmy z przełęczy Okraj, o czym możecie przeczytać tutaj
Tym razem idziemy ze schroniska Samotnia. Według oznaczeń powinniśmy dojść w ok. 2 godz. ale jednak zimą, po śniegu, idzie się trochę wolniej. Na początku przechodzimy koło Strzechy Akademickiej i dalej niebieskim szlakiem docieramy do Spalonej Strażnicy i prowadzącego granią szlaku czerwonego. Dookoła nas jest gęsta mgła i widoczność jest mocno ograniczona. Turystów też niewielu, spotykamy jedynie pojedyncze osoby. 






Śniegu momentami jest bardzo dużo, widać to na poniższych zdjęciach, słupki, przy których stoi Hania są tej samej wysokości ;)




Idziemy czerwonym szlakiem do schroniska Pod Śnieżką (Śląskiego Domu), tutaj chwila odpoczynku, czas na herbatę i kanapkę.


Wychodzimy ze schroniska i przed nami ostatni odcinek podejścia, najbardziej wymagający. Mgła powoli rzednie i z każdym krokiem do góry widoki są coraz lepsze.





Podejście nie jest bardzo trudne, śnieg jest dość ubity, nie zapada się ale jest trochę ślisko. Nie spieszymy się podchodząc i robimy częste przerwy na zdjęcia i podziwianie widoków. Wreszcie jesteśmy na szczycie - 1603 m n.p.m., jest trochę ludzi ale większość przyjechała wyciągiem, który jest po czeskiej stronie.







Trochę spędzamy czasu na górze podziwiając widoki, jest pięknie, zdecydowanie bardziej nam się podoba teraz, niż jak byliśmy tu latem. Schodzimy na początku tą samą drogą, do Domu Ślaskiego. Na dole znowu wchodzimy w chmury...









Z Domu Śląskiego idziemy nieco okrężną drogą, niebieskim szlakiem do położonego po czeskiej stronie schroniska Lucni Bouda. Czasem idziemy we mgle, czasem  mgła się rozpływa i coś widać ;)





Szlaki zimą są bardzo dobrze oznaczone w Karkonoszach, chyba nie ma na tyle gęstej mgły lub takiej zamieci śnieżnej, żeby można było się zgubić...
Odpoczywamy chwilę w schronisku i wracamy żółtym szlakiem na polską stronę, do Spalonej Strażnicy. Dalej tym samym szlakiem, którym szliśmy rano wracamy, znowu we mgle, do schroniska. To była bardzo udana wycieczka.





Następnego dnia żegnamy się z Samotnią, ale nie z Karkonoszami. Schodzimy do pozostawionego w Karpaczu samochodu nieco inną drogą. Podchodzimy do Spalonej Strażnicy i kierujemy się czerwonym szlakiem w prawo. 




Strzecha Akademicka.







Pogoda jest przepiękna, na szlaku pusto, widoki zachwycają, aż szkoda schodzić na dół... 
Dochodzimy do skał Słoneczniki i skręcamy w żółty szlak prowadzący do Karpacza.

Jak już pisałam żegnamy się z Samotnią ale nie z Karkonoszami. Schodzimy do samochodu i jedziemy do Szklarskiej Poręby, do Marysina, w okolice Muzeum Mineralogicznego, zostawiamy samochód i szlakiem żółtym podchodzimy do schroniska Pod Łabskim Szczytem. Podejście jest łagodne, szeroką drogą i zajmuje ok. 1,5 godz. 





W schronisku Pod Łabskim Szczytem jesteśmy po raz pierwszy i nie robi na nas zbyt dobrego wrażenia. Przy wejściu śmierdzi ropą z agregata, jadalnia jest mało przytulna i jest w niej zimno, do tego nie można w niej zostać po zamknięciu bufetu. Jedyny plus to ładne i przestronne pokoje. 
Następnego dnia, jeszcze przed świtem, Łukasz z Mikołajem wychodzą aby w promieniach wschodzącego słońca zdobyć Łabski Szczyt - 1471m n.p.m.









Kiedy chłopaki wracają żegnamy się ze schroniskiem, bez żalu, jakoś nie wspominam go najlepiej i schodzimy do Szklarskiej tym samym szlakiem, którym tu przyszliśmy. Jest on świetny do zjeżdżania na jabłuszkach, które zawsze zabieramy w zimowe góry. Dzieciaki mają dużo frajdy i do dzisiaj wspominają jak super zjeżdżało się tamtą drogą :)




Tym razem przyszedł czas na pożegnanie z zimowymi Karkonoszami. 
Było pięknie i utwierdziłam się w przekonaniu, że zimowe Karkonosze biją na głowę te w wersji letniej. Jeśli nie byliście, to jedźcie koniecznie. 


Komentarze

  1. Wspaniała relacja z zimowej wizyty w Karkonoszach! Opisujesz to miejsce w sposób bardzo malowniczy i zachęcający do odwiedzenia. Szkoda, że pogoda nieco pokrzyżowała plany, ale z drugiej strony, chyba właśnie takie niespodzianki dodają uroku podróżom. Śnieżka wyglądała zapewne magicznie w zimowym otoczeniu, a opisywanie jej jako z bajki idealnie oddaje jej urok i niepowtarzalny charakter.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty