Funchal da się lubić. Co zobaczyć w stolicy Madery?

 Kiedy szukamy informacji na temat Madery, przeglądamy przewodniki i relację w internecie, niewiele możemy znaleźć pozytywnych informacji na temat Funchal. Rzadko kto poleca to miasto na dłuższy pobyt i raczej większość jest głosów, że lepiej nie tracić tu zbyt dużo czasu, bo reszta wyspy ma dużo więcej do zaoferowania. I ciężko się z tym nie zgodzić. Nie przylatujemy na Maderę, żeby siedzieć w mieście, tylko żeby podziwiać to co stworzyła Matka Natura. My trochę przypadkiem spędziliśmy tu dwa dni i absolutnie nie żałujemy. Funchal jest dużo ciekawsze i bardziej klimatyczne niż można stwierdzić na pierwszy rzut oka. Dlatego jeśli macie trochę czasu, warto dać szansę stolicy Madery, żeby lepiej ją poznać.



W planach na nasz tydzień na Maderze, nie było zbyt dużo czasu, jaki mieliśmy poświęcić na jej stolicę. Na pewno chciałam zobaczyć Ogrody Pałacu Monte znajdujące się powyżej miasta, I to w zasadzie tyle. Jednak kiedy TAP Portugal, zmieniając terminy naszych lotów, podarował nam dwa dodatkowe dni na wyspie, uznałam, że to może dobra okazja, żeby dać szansę Funchal i poznać miasto trochę lepiej. 

Na wyspę przylatujemy wieczorem, samochód mamy zarezerwowany dopiero dwa dni później i do centrum miasta dojeżdżamy autobusem linii 8, podróż zajmuje ok. 30min. Nasz pokój na te dwa dni jest tuż obok przystanku, więc transport z lotniska, pomimo braku samochodu, jest bezproblemowy.
Po 12 godzinach w podróży siły wystarcza nam jedynie na małe zakupy w położonym niedaleko Pingo Doce i wypiciu piwa w kawiarnianym ogródku po drodze. Poznawanie Funchal zaczniemy następnego dnia.

Pogoda rano nie zachęca do dłuższych spacerów, jest mgliście i pada. Cóż, maderska pogoda jest dość kapryśna i tego pierwszego dnia pokazuje nam to mniej przyjemne, deszczowe oblicze. Jesteśmy jednak na to przygotowani i nie zrażeni ruszamy poznać miasto. 

Po drodze z naszego pokoju mijamy zawsze niewielki skwerek - Jardim do Campo do Barca, który już tego pierwszego deszczowego poranka zachwycił mnie swoją roślinnością. Choć tak na prawdę, w porównaniu do tego co zobaczę przez kolejne dni, nie był jakiś wyjątkowy. 



Spacer po Funchal zaczynamy od Praca do Municipio, przy którym znajduje się całkiem sympatyczny budynek ratusza. Zarówno plac, jak i prowadzące do niego uliczki, wyłożone są biało-czarną mozaiką, co robi bardzo fajne wrażenie. 





Z Praca do Monicipio idziemy w kierunku zbudowanej w 1514r. katedry Se, która jest jednym z najciekawszych obiektów architektonicznych na Maderze. Warto wejść do środka i obejrzeć drewniany sufit, jest przepiękny. 




Wzdłuż alei prowadzącej do katedry rosną przepięknie kwitnące  na fioletowo drzewa (Jakaranda mimozolistna?), zresztą w Funchal w wielu miejscach jest ich więcej, wyglądają cudownie, choć jakoś nie udało mi się uchwycić ich piękna na zdjęciach.




Spod katedry idziemy w kierunku nabrzeża do położonego przy porcie Parque de Santa Catarina. Wstęp do parku jest bezpłatny i warto chwilę po nim pospacerować, nawet w tak pochmurny dzień. Przy słonecznej pogodzie prezentuje się na pewno jeszcze piękniej, zarówno sam park, jak i widok na centrum miasta, jaki możemy z niego podziwiać. 





W pobliżu parku znajduje się Muzeum CR7, poświęcone słynnemu piłkarzowi Cristiano Roalndo, który pochodzi z Madery. My jednak nie mamy na takie atrakcje ochoty i idziemy dalej wzdłuż nabrzeża, przy którym cumują ogromne statki wycieczkowe. 

Kawałek dalej odbijamy z nabrzeża w lewo i trafiamy do niewielkiego baru słynącego z najlepszej Ponchy na Maderze. Poncha to tradycyjny maderski alkohol składający się z tutejszego rumu aguardente, soku z cytryny i miodu pszczelego. Choć na Maderze często jako miód określa się melasę z trzciny cukrowej. Tradycyjna poncha składa się z soku z cytryny ale często też spotkamy ponche z sokiem z innych owoców np. z marakui. 
Rei da Poncha to niewielki bar, w którym trudno o wolny stolik, klienci to oczywiście w większości turyści. Ale muszę przyznać, że poncha smakuje tu bardzo dobrze i sława tego miejsca jest w pełni zasłużona.




Popołudniu pogoda nieco się poprawia, zza chmur coraz częściej wychodzi słońce, a my kierujemy się do najstarszej części miasta, Zona Velha. Zdecydowanie warto pospacerować wąskimi uliczkami starego miasta. Na szczególną uwagę zasługuje Rua de Santa Maria, niezwykła uliczka, która dzięki lokalnym artystą stanowi wyjątkową galerię na świeżym powietrzu. Wszystko za sprawą kolorowych drzwi, które zostały pomalowane w ramach projektu artE de pORtas abErtas.










Niemal na końcu uliczki, kiedy skończyły się restauracje dla licznych turystów, zupełnie przypadkiem, trafiamy na bar z ponchą, który bardzo przypada do gustu Łukaszowi. Zupełnie nieturystyczny, za to pełny lokalnych klientów. stojących przy barze i żywo dyskutujących lub oglądających na wiszącym  w rogu telewizorze mecz. Na barze stoją duże dzbanki z ponchą w różnych smakach.




Rue de Santa Maria doprowadza nas do twierdzy Sao Tiago, która została zbudowana w XVII wieku w celu ochrony miasta przed atakami piratów. 

Żółte mury twierdzy niestety mocno niszczeją pod wpływem wilgotnego klimatu. Mimo to twierdza prezentuje się bardzo dobrze, szczególnie z nabrzeża na tle imponujących klifów. To chyba jedno z bardziej urokliwych miejsc w Funchal, zdecydowanie moje ulubione. 









Jeszcze jedno miejsce w Funchal chcemy dzisiaj odwiedzić, miejsce ponoć idealne na zachód słońca, punkt widokowy Pico do Barcelos położony na północny-zachód od centrum. Można do niego dojechać z przystanku w okolicy Praca da Autonomia autobusem linii 8 lub 9. Najprościej sprawdzić najlepsze połączenie w google.maps.

Nie wiem na ile jest to popularne miejsce. Jest tu dość spory parking, niewielki bar i sklep z pamiątkami, są nawet toalety, jednak kiedy byliśmy wszystko było zamknięte, łącznie z toaletami. Innych ludzi też praktycznie nie było, było pusto i spokojnie a widoki na Funchal były fantastyczne. Pomimo braku słońca i chmur. Można podziwiać stąd panoramę całego miast, okolicznych wzgórz, klifów i oceanu. Zdecydowanie polecam!









 
Kolejny dzień zaczynamy od wizyty na targu, Mercado dos Lavradores wymieniany jest jako jedna z większych i obowiązkowych atrakcji Funchal. My bardzo lubimy targi z lokalnymi produktami, więc nie mogliśmy tutaj nie wstąpić. Niestety targ jest mocnym rozczarowaniem, stoisk nie ma zbyt dużo, część z rybami i owocami morza świeci pustkami (tak samo jest kolejnego dnia, kiedy przyszliśmy na targ sporo wcześniej, myśląc, że za pierwszym razem się spóźniliśmy), brakuje mi również większego wyboru serów. Kilka stoisk z owocami i warzywami faktycznie robi wrażenie, szczególnie, że sporo tu egzotycznych dla nas owoców, w tym na przykład marakuja w kilkunastu rodzajach, smoczy owoc czy owoc monstery.  No i ceny są zdecydowanie pod turystów, nie sądzę, żeby mieszkańcy Funchal robili tutaj zakupy. My skusiliśmy się na kilka ciekawie wyglądających owoców, które kosztowały zdecydowanie za dużo. 
Może mieliśmy pecha, może są dni, kiedy jest więcej sprzedawców, stoisk i produktów. Nie wiem byliśmy dwa razy (w sumie trzy ale pierwszego dnia targ był całkiem zamknięty) i było podobnie, może mieliśmy pecha. Ale jakoś szczególnie tego targu nie polecamy.










Drugiego dnia przyszedł czas na zdecydowanie wyjątkowe miejsce w Funchal - Tropikalne Ogrody Pałacu Monte. Są one położone na wzgórzu powyżej Funchal i jeśli nie mamy samochodu, możemy dotrzeć do nich na dwa sposoby. Po pierwsze kolejką gondolową, której dolna stacja znajduje się na nabrzeżu niedaleko twierdzy Sao Tiago. Na pewno sama podróż kolejką jest dużą atrakcją, szczególnie przy ładnej pogodnie. Druga to podróż autobusem, która wydawać by się mogła mało atrakcyjna, którą my wybraliśmy i która niespodziewanie przysporzyła nam sporych wrażeń. Drogi prowadzące na wzgórze są kręte i wąskie, natomiast autobus, który ledwie się w nich mieści, nie jedzie zbyt wolno. Czasem z innymi pojazdami mija się dopiero po złożeniu lusterek. Tak więc ja również podróż autobusem zaliczam do atrakcji godnych polecenia. 

Wstęp do ogrodów jest płatny ale zdecydowanie warty swojej ceny. Teren jest dość rozległy, bardzo dobrze utrzymany, podzielony tematycznie. Pomimo sporej ilości odwiedzających go turystów nie ma tłoku i spokojnie można znaleźć ustronne miejsce na chwilę odpoczynku. Ja byłam zachwycona, zarówno roślinnością, jak również pięknymi widokami roztaczającymi się sprzed pałacu. Piękne miejsce!









A jak wrócić z Monte do centrum Funchal? Można koleją gondolową lub autobusem, a można też na sankach. Tak, tak, na sankach. Ten tradycyjny środek transportu, za pomocą którego mieszkańcu Monte przemieszczali się już pod koniec XIX, stanowi teraz atrakcję turystyczną. Wiklinowe sanie na drewnianych płozach są dwuosobowe, popychane i kierowane przez dwóch mężczyzny w tradycyjnych strojach. Zjazd trwa ok. 10 min, a sanki osiągając prędkość 48km/h. My nie próbowaliśmy, ale chętnych nie brakowało. 



Po powrocie do Funchal, spacerując klimatycznymi uliczkami na północny-zachód od katerdry Se, zupełnie przypadkiem trafiamy na Maderskie Muzeum Fotografii (Rua da Carreira 43), zachęceni ładnym budynkiem z klimatycznym dziedzińcem wchodzimy do środka. Muzeum jest niewielkie ale bardzo ciekawe, na zdjęciach można zobaczyć jak Madera i Funchal wyglądały kiedyś. Najciekawszy okazał się wyświetlany film, niemal sprzed 100lat, film reklamowy, który miał zachęcić Portugalczyków mieszkających na kontynencie do spędzenia urlopu na Maderze. Zdecydowanie muzeum warte odwiedzenia. Niestety nie ma stamtąd zdjęć. 




Na tym kończymy poznawanie stolicy Madery. Nie udało nam się dotrzeć na plażę Formosa, ponoć jedną z ładniejszych na wyspie, na którą z centrum można dojść przyjemną nadmorską promenadą. Tego popołudnia opuszczamy stolicę i przenosimy się do położonego ok. 10 km. na wschód Caniço, gdzie na kolejny tydzień naszym domem będzie apartament z widokiem na ocean. 

Przez te dwa spędzone w Funchal dni, bardzo polubiłam to miasto. Może nie zachwyca od pierwszego wejrzenia ale na pewno warto dać mu szansę i poznać nieco lepiej. Pospacerować wąskimi uliczkami, posiedzieć na nabrzeży w widokiem na żółtą twierdzę, zachwycić się widokiem z Pico do Barcelos, podziwiać bujną roślinność w jednym z parków i spróbować najlepszej ponchy w Rei da Poncha. 
A potem jechać dalej, bo przecież Madera ma tyle do zaoferowania! 


Komentarze

  1. Zupełnie inne oblicze Madery. Większość podróżników zawsze pokazuje tę zieloną stronę wyspy, a tutaj proszę miejskie jej oblicze. I wcale nie gorsze. Śliczna jest ta uliczka z malowanymi drzwiami.
    A jak się zjeżdża tymi sankami, to ma się kask? Bo jednak 48km/h to już jest jakaś prędkość.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Funchal to nieco inne oblicze Madery i warto też je poznać. Nie, z tego co widziałam turyści zjeżdżający sankami nie mieli kasków. Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Dawno nie byłem na blogu ale widzę że się zmienił. Brakuje dat przy wyszukiwaniu wyjazdów oraz listy wyjazdów. Dbacie też o prywatność co zrozumiałe. Zdaje mi się że w ostatnim czasie mniej jest opisanych waszych nowych wyjazdów, Pomysł na blog znakomity. Zdjęcia w bardzo dobrej jakości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za miłe slowa. Dat przy wpisach nie ma celowo, ponieważ czasem dodawałam posty z pewnym opóźnieniem i mogły być mylące. Staram się w poście zamieszczać infrmację, kiedy wyjazd miał miejsce.
      Listę wpisów można znaleźć klikając w menu w lewym górnym rogu, tam wybierając kontynent oraz kraj.
      Faktycznie w ostatnich latach trochę zaniedbałam bloga, choć wyjazdów na brakowało. Wróciłam i mam nadzieję, że nowe wpisy będą pojawiały się regularnie. Mam duużo zaległości.
      Pozdrawiam serdecznie.
      Joanna.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty