Porto, Fado i Azulejos, weekend w wiosennym Porto.

Jakoś nigdy Porto nie było zbyt wysoko na liście miejsc, do których chcę się wybrać. Z portugalskich miast dużo bardziej atrakcyjna wydawała mi się Lizbona i ona była na jednym z czołowych miejsc moich małych, podróżniczych marzeń. Tak się jednak złożyło, że jeszcze pod koniec 2018r., trafiłam na bardzo tanie bilety lotnicze właśnie do Porto. Nie zastanawiając się zbyt długo dokonałam zakupu dwóch biletów. Czy to był dobry wybór? Czy Porto spełniło oczekiwania i było dobrym miejscem na wypad we dwoje? Czy jest to miejsce, do którego chcielibyśmy wrócić?

Zanim odpowiem na te pytania i opowiem o naszym trzydniowym pobycie, kilka informacji praktycznych.

Transport


Z Polski do Porto najlepiej dostać się oczywiście samolotem. Tanie linie oferują w tej chwili bezpośrednie połączenia do Porto z czterech polskich miast. My lecieliśmy Wizzair z Katowic, a za dwa bilety zapłaciliśmy niewiele powyżej 300zł. 
Lotnisko jest położone ok. 10km. od centrum miasta, do którego najlepiej dotrzeć metrem. Jednorazowy bilet na metro z lotniska kosztuje 2euro (plus koszt karty Andarte Azul 0,60euro, którą będziemy mogli używać przy kolejnych przejazdach). Fioletową filnią E dojedziemy do położonej w centrum stacji Trindade, na której krzyżują się wszystkie linie metra w Porto.
Nie decydujemy się na zakup 24h czy 48h biletów na komunikację miejską w Porto. Wszystkie ciekawe miejsca zlokalizowane są dość blisko siebie, więc nie ma konieczności zbyt częstego przemieszania się metrem. My poza dojazdem z i na lotnisko, jechaliśmy jeszcze raz nad ocean. Poza tym wszędzie chodziliśmy pieszo :)

Nocleg 


Rezerwując nocleg w europejskim mieście już po raz trzeci skorzystałam z portalu Airbnb. Oferta jest bardzo duża, a niewielkie, samodzielne mieszkanie w samym centrum kosztuje tyle, co dwuosobowy pokój w hostelu. Dla mnie wybór jest prosty. Jeśli jeszcze nie korzystaliście z portalu, to gorąco polecam. Warto zarejestrować się z polecającego linku, na przykład mojego ;) Wy dostaniecie 100zł na pierwszą podróż, ja 75zł, kiedy ją zrealizujecie :) W Porto z czytstym sumieniem mogę polecić mieszkanie, które wynajmowaliśmy. Położone w samym centrum, czyste i zadbane, idealne dla dwojga. My byliśmy bardzo zadowoleni.

Ceny


W naszym odczuciu ceny zarówno w sklepach, jak i w kawiarniach czy restauracjach są zbliżone do cen w Polsce. Poza kawą, kawa jest tańsza :) W sklepie zbyt dużo nie kupowaliśmy, jakieś drobne rzeczy na śniadania i nawet dokładnie nie pamiętam cen. Natomiast obiady kosztowały nas od 18 do 40 euro za dwie osoby, zawsze z winem lub piwem, ten najdroższyy był dwudaniowy :)





Pogoda w kwietniu


Porto przywitało i pożegnało nas słońcem. Poza wieczorem kiedy przylecieliśmy i 2-3 godzinami przed odjazdem na lotnisko, nad miastem wisiały szare chmury i nawet spadło z nich dość sporo deszczu. Nie takiej pogody spodziewałam się lecąc do Portugali w połowie kwietnia... Podczas mojego pobytu 5 tygodni wcześniej na Sycylii było słonecznie i całkiem ciepło, przynajmniej na równie ładną pogodę liczyłam w Porto. Ale, jak powiedziała nam przewodniczka w piwnicy z winem Porto: "The spring in Porto is crazy". Jednak, jak wiemy, nie ma złej pogody, jest tylko złe ubanie. My ubranie mieliśmy dobre, dodatkowo pomimo chmur i deszczu, było całkiem ciepło, więc spokojnie mogliśmy zwiedzać miasto. Choć z kilku punktów z powodu pomogody zrezygnowaliśmy. Niestety wiodki nie były tak malowinicze, jakie są zapewne przy ładnej pogodzie. A ponieważ Porto jest bardzo ciekawie i malowniczo położone, to miejsc widokowych w nim nie brakuje.




Czas na spacer po Porto.


Ponieważ nasze mieszkanie położone jest tuż obok dworca Sao Bento, na stacji o tej samej nazwie wysiadamy z metra pierwszego wieczoru jadąc z lotniska i jest to pierwsza budowla jaką zwiedzamy w Porto. Wnętrze budynku dworca Świętego Benedykta ozdobione jest panelami z azulejos i tego pierwszego wieczoru robi na nas na prawdę duże wrażenie. Szczególnie, że o 21:00 jest tu dość pusto i spokojnie, w ciągu trzech kolejnych dni będziemy tu jeszcze zaglądać ale zawsze będzie bardzo dużo turystów i to już nie będzie to. I jakoś z tego wszystkiego nie mam ani jednego zdjęcia z tego przepięknego wnętrza...

Następnego dnia zaczynamy od jednej z najważniejszych świątyń w Porto - katedry Se. Budowla dominuje nad placem Terreiro da Se, bardzo mi się podoba zarówno z zewnątrz, jak również w środku.




Plac przed katedrą jest doskonałym punktem widokowym na całe miasto, a także rzekę i położon a na jej drugim brzegu Vila Nova de Gaia. Przy tej pogodzie widoki nie są za szczególne...



Pomiędzy katedrą Se a rzeką rozciąga się dzielnica Ribeira. Jest to najstarsza część miasta, wąskie uliczki, zaułki, niewielkie placyki, nabrzeże. Byłam pewna, że właśnie ta część Porto spodoba mi się najbardziej, w końcu bardzo lubię takie klimaty. Okazało się jednak inaczej, jakoś nie dostrzegłam uroku i klimatu Ribeiry. Jedynie nabrzeże bardzo mi się podobało, ostatniego dnia nawet spacerowaliśmy po nim w promieniach słońca.







Z nabrzeża idziemy w górę wąskimi uliczkami i docieramy do placu Henryka Żeglarza, przy którym znajduje się neoklasyczny Pałac Giełdy. My zwiedzanie pałacu odkładamy na kolejne dni i to był błąd, bo kiedy wracamy tu ostatniego dnia zastajemy wielką kolejkę do kasy i pierwszą wolną godzinę zweidzania za jakieś 2-2,5 godz. I to dla nas jest już za późno. I tym sposobem nie udało nam się zobaczyć okazałych wnętrz pałacu, czego bardzo żałujemy.




Następnie udajemy się w stronę wieży Kleryków, zanim jednak tam dojdziemy, docieramy na kolejny punkt widokowy - Victoria, położony tuż obok kościoła Matki Boskiej Zwycięskiej.





Mijamy klasztor św. Benedykta da Vitoria oraz Portugalskie Centrum Fotografii, obie budowle oglądamy jedynie z zewnątrz. Centrum Fotografii mamy ochotę zobaczyć również w środku ale będzie otwarte dla zwiedzających dopiero od 15:00... Liczymy, że innym razem będziemy w okolicy o właściwej godzinie, niestety nie mieliśmy szczęścia.

Już przed wyjazdem wiedzieliśmy, że wejście na wieżę Kleryków, będzie jednym z punktów obowiązkowych naszego pobytu w Porto. Kiedy jesteśmy w jej okolicach pierwszego dnia, pogoda jest bardzo kiepska, widoki słabe. Odkładamy, więc wejście na wieżę, licząc, że w kolejnych dniach pogoda będzie lepsza. Drugiego dnia jesteśmy w zupełnie innych miejscach. Natomiast kiedy trzeciego dnia pogoda wreszcie robi się ładna, wychodzi nawet słońce, ustawiamy się w kolejce i po odstaniu kilkunastu minut, od miłej pani w kasie dowiadujemy się, że właśnie zaczyna się przerwa w zwiedzaniu i możemy kupić bilety na później. Jesteśmy zaskoczeni, bo nie widzieliśmy wcześniej takiej informacji... Później niestety będziemy musieli kierować się w stronę lotniska, a wieża będzie musiała na nas jeszcze trochę poczekać.




Idąc kawałek dalej, dochodzimy do placu de Gomes Teixeira, na którym znajduje się sampatyczna fontanna Lwów. Całkiem tu przykemnie, ostatniego dnia siądziemy nieopodal w jednej z restauracji i zjemy pyszny obiad. Obok placu znajduje się kościół Karmelitów zodobiony płytkami azulejos.



Idąc dalej, mijamy słynną księgarnie Lello. Miałam ochotę zobaczyć jej bajkowe wnętrze, które było inspiracją dla autorki Harrego Pottera, jednak długa kolejka do wnętrza skutecznie mnie do tego zniechęciła.

Baixa
Docieramy do placu Wolności i kierujemy się w górę Avenidą dos Aliados. W tej części Porto znajdziemy najwięcej okazałych i zadbanych budynków, kamienic, pałaców. Aleję zamyka kolejny plac generała Humberto Delgado. Przy nim wnosi się okazały ratusz.


Za ratuszem znajduje się niewielki placyk z kościołem Świętej Trójcy.


My idziemy dalej, kierując się w stronę targu Bolhao. Bardzo lubię takie miejsca i liczyłam, że zjemy tam obiad. Na targu, oprócz licznych stoisk z owocami, warzywami, przyprawami, rybami i owocami morza, mięsem itp., znajdują się również kawiarenki i bary z regionalną kuchnią. Albo może znajdowały i pewnie kiedyś znowu będą się znajdować. Obecnie, ku mojemu wielkiemu rozczarowaniu, budynek targu jest w trakcie remontu...

Tuż obok targu znajduje się kaplica Dusz, chyba najpiękniej ozdobiony płytkami azulejos budynek w Porto. Ponoć zdobi ją aż 15947 błękitno-białych płytek. Niestety jest tu też bardzo ciasno i ciężko zrobić zdjęcie. Miałam zamiar wrócić tu wcześnie rano ale jakoś mi nie wyszło. Kolejny powód, żeby wrócić do Porto.


Idziemy dalej ulicą świętej Katarzyny, jedną z najbardziej popularnych i zatłoczonych uli Porto. Znajduje się przy niej Grand Hotel do Porto, najstarszy hotel w mieście oraz Cafe Majestic, najsłynniejsza kawiarnia w Porto. To tutaj ponoć J.K.Rowling zaczęła pisać Harrego Pottera. Aby wejść do kawiarni i wypić kawę za 10euro, trzeba ustawić się w kolejce na wolny stolik. My nie mamy tego w planach. Idziemy dalej do kościoła św. Ildefonsa, którego fasadę również zdobią płytki azulejos.


Stąd kierujemy się w stronę rzeki, mijając niewielki kościół św. Klary. Z zewnątrz wygląda zupełnie niepozornie ale warto wejść do środka, ponieważ kościół uznawany jest za jedną z najpiękniejszych świątyń barokowych w Porto. Niestety nie można było robić wewnątrz zdjęć.


Idąc dalej docieramy do rzeki i do jednego z ważniejszych zabytków w Porto i jego symboli - imponującego mostu Dom Luis I. Autorem projektu jest Teophile Seyring wywądzący się ze szkoły Eiffela. Most jest imponujący, robi na nas bardzo duże wrażenie. Z góry można podziwiać piękny widok na Porto oraz położoną po drugiej stronie rzeki Vila Nova de Gaia. Natomiast dopiero kiedy staniemy na dole, pod mostem w pełni docenimy jego wielkość. Na drugą stronę możemy przejść zarówno górnym poziom, którym jeździ też metro lub dolnym, przeznczonym dla samochodów.









Kiedy wchodzimy na most od strony Porto i ulicy Vimara Peres widzimy w dole zaniedbane, częściowo opuszczone, zrujnowane kamienice. Smutny to widok... Zresztą takich miejsc jest w Porto wiele, niemal w każdej jego części.




Na tym kończymy nasz spacer po Porto. Spokojnie można zobaczyć wszystkie wymienione miejsca w jeden dzień, choć jeśli chcemy dokładniej zwiedzać wnętrza, trzeba na to poświęcić więcej czasu. My, podczas naszego trzydniowego pobytu w mieście, w wielu z tych miejsc byliśmy kilkakrotnie, co zresztą widać po różnicach w pogodzie.


Porto by night.


Jeśli będziecie w Porto dłużej niż jeden dzień koniecznie idźcie na spacer po zmroku. Most jest pięknie oświetlony, a Porto nocą prezentuje się jeszcze piękniej niż w dzień. Zresztą uroda Porto nie jest taka oczywista, wiele tu zrujnowanych, opuszczonych budynków, zaniedbanych ulic, placów. Po zmroku tych niedociągnięć nie widać, za to panorama oświetlonego miasta z mostem w roli głównej potrafi zachwycić .









Vila Nova de Gaia i piwnice z Porto.




Wszystkim chyba nazwa miasta kojarzy się przede wszystkim z najsłynniejszym winem Portugalii, wzmacnianym owocowym destylatem winem Porto. Nie jest to mylne skojarzenie. Błędem jest natomiast przekonanie, że wino Porto wytwarzane jest w Porto. Wino produkowane jest w winnicach położonych w dolinie rzeki Douro, przez zimę leżakuje w winnicach i wiosną jest transportowane do piwnic w Vila Nova de Gaia, która nie jest częścią Porto, a odrębną jednostką administracyjną. Znajduje się na drugim brzegu rzeki i najłatwiej dostać się tam przechodząc przez most Dom Luis I. Dawniej wino, z winnic do piwnic, transportowane było na tradycyjnych łodziach - barcos rabelos. Dzisiaj łodzie stoją przycumowane do brzegu i służą wyłącznie celom turystycznym.




Piwnic z Porto w Vila Nova de Gaia jest całkiem sporo, większość można zwiedzać, a zwiedzanie jest połączone z degustacją wina Porto. My wybraliśmy piwnicę Offley, na nasz wybór miała wpływ cena oraz fakt, że piwnice z beczkami Porto są w niej dość duże. Wybraliśmy się tam drugiego dnia przed południem, na miejscu okazało się, że musimy poczekać około godziny. Nawet nam to odpowiadało, w tym czasie pospacerowaliśmy uliczkami Vila Nova de Gaia, które są bardzo klimatyczne oraz nabrzeżem, skąd roztacza się piękny widok na Porto.









Zwiedzanie piwnicy bardzo nam się podobało, choć wybraliśmy najtańszą opcję, z degustacją dwóch rodzajów Porto, okazało się, że mamy niemal opcję VIP, ponieważ byliśmy tylko my i przemiła pani przewodnik. Podczas zwiedzania dowiedzieliśmy się wiele o produkcji, leżakowaniu oraz  gatunkach Porto. Mnie bardzo podobał się klimat piwnicy i rzędy beczek z winem. Samo wino nawet mi smakowało, choć jestem zwolenniczką wina wytrawnego, a Porto to słodkie i dość ciężkie wino. Ale to pewnie zasługa atmosfery jaka była w piwnicy. Porto kupione w sklepie i przywiezione do domu już tak nie smakowało.






                


Matosinhos i ocean.


Planując weekend w Porto wiedziałam, że chcę choć trochę czasu spędzić nad oceanem. Szukając malowniczych plaż w okolicach Porto trafiłam na zdjęcia paskowanych domów w Costa Nova i wstępny plan zakładał, że właśnie tam pojedziemy. Później uznałam, że jest to trochę za daleko i zmodyfikowała plan do plaż w okolicy Arcozelo. Niestety pogoda była na tyle kapryśna, że nie było sensu zbyt daleko jeździć, postanowiliśmy więc połączyć plażę z wypadem na obiad do miejsca, gdzie ponoć można w Porto zjeść najlepsze ryby i owoce morza - w jednej z licznych restauracji na ulicy R. Herois de Franca. Z centrum Porto można tam dojechać metrem, linią niebieską.  Na ulicę R. Herois de Franca trafiamy bez problemów. Okazuje się, że w niedzielę jest to bardzo popularne miejsce wśród mieszkańców Porto i z trudem znajdujemy wolny stolik, choć restauracji jest kilka. Koło każdej jest duży grill, na którym przyrządzane są morskie specjały. Nam najbardziej smakowała zupa rybna, dokładniej z ryb i owoców morza. Była genialna!




Po obiedzie czas na spacer plażą. Pogoda jest mało plażowa, jest wprawdzie dość ciepło i nie pada, ale niebo jest mocno zachmurzone a plaża nawet lekko zamglona. Przy Matoshintos plaża jest bardzo szeroka i jest tu dużo surferów. Im bliżej Porto tym robi się węższa. 











Dochodzimy do Foz i stamtąd wracamy do centrum autobusem linii 500. Na początku mamy ochotę na przejażdżkę zabytkowym tramwajem ale widząc dziki tłum czekający na tramwaj zawracamy na przystanek autobusowy. Linia 500 jest ponoć najpopularniejszą linią autobusową dla turystów, jej trasa prowadzi obok wielu ciekawych obiektów, a ze względu na widoki po drodze, uznana jest za najbardziej malowniczą trasę miejskiego autobusu w Porto. Bilet kupujemy u kierowcy, jeden przejazd kosztuje 1,5euro.

Fado


Lecąc po raz pierwszy do Portugalii wiedzieliśmy, że chcemy posłuchać Fado na żywo. Wiemy oczywiście, że domem Fado jest Lizbona, ale również w Porto można znaleźć miejsca, gdzie śpiewa się Fado. Znaleźliśmy adresy kilku miejsc, ale albo były nie w te dni, albo bilety wstępu były dość drogie. Do tego w przewodniku przeczytaliśmy, że Fado to jednak tylko w stolicy Portugalii, a w Porto to jedynie pod turystów. Zrezygnowaliśmy, uznaliśmy, że trudno, może innym razem, w Lizbonie. 
Ale! Idąc naszą uliczką, zauważyłam nad wejściem do baru informację, że w każdą niedzielę jest Fado na żywo, wstęp wolny. Łukasz był do tego bardzo sceptycznie nastawiony. Mówił, że w takiej klitce (bar mieści się w piwnicy i faktycznie nie jest duży), będzie na pewno bardzo ciasno. Idziemy tam jednak w niedzielny wieczór. Ludzi jest sporo, ale znajdujemy wolne miejsca. Okazuje się, że w środku są sami miejscowy i to raczej w starszym wieku. Niemal każdy po kolei śpiewa dwie piosenki. Takie spotkanie lokalnej społeczności przy Fado. Wykonanie nie jest może na najwyższym poziomie, ale atmosfera tego miejsca jest wyjątkowa i jesteśmy zachwyceni. Oprócz nas jest jedynie młoda kobieta z Turcji, która zjawiła się chwile po nas. Poza tym są sami Portugalczycy. Jest to spotkanie lokalnej społeczności przy wspólnym śpiewaniu Fado. 
Na koniec wieczoru jest finał, wszystkie kobiety wychodzą na środek (my z Turczynką też jesteśmy zaproszone) i wspólnie wykonują ostatnią piosenkę, śpiewając po kolei fragmenty
Jest to wyjątkowy wieczór i na pewno na długo go zapamiętamy. Jeśli będąc w Porto będziecie chcieli posłuchać autentycznego Fado, koniecznie idźcie do baru Caves Sao Joao przy R. de Cimo de Vila 109.




Azulejos


Kiedy myślimy o Porto, Lizbonie, całej Portugali przed oczami mamy przepiękne, błyszczące płytki ceramiczne, które zdobią fasady domów, kościoły, różne wnętrza. To azulejos. Najwięcej jest płytek niebieskich. Zresztą jedna z teorii językowych wyjaśniająca etymologię tego słowa, mówi, że aluzejos nawiązuje do słowa azul, które po hiszpańsku oraz portugalsku oznacza kolor niebieski. Jednak możemy spotkać płytki żółte, zielone i wielu innych kolorach.



Pastel de nata, francesinha oraz bacalhau czyli co zjeść w Porto.


Najbardziej charakterystyczne potrawy w Porto to bacalhau czyli suszony i zasolony dorsz (którego w większości Portugalia importuje z Norwegii, dokładnie z Lofotów), który przed przygotowaniem jest moczony w mleku lub w wodzie. Drugą jest francesinha, czyli Francuzeczka, kanapka składająca się z dwóch tostów, różnych wędlin pomiędzy nimi, zatopiona w rozpuszczonych plastrach żółtego sera oraz polana specjalnym piwnym sosem. Prawdziwa bomba kaloryczna. Próbowaliśmy obu dań, mnie zdecydowanie bardziej smakował dorsz. Niestety nie mieliśmy okazji spróbować słynnych, pochodzących z Porto flaczków - tripas a moda do Porto.
Natomiast jak już pisałam wcześniej, jeśli macie ochotę na świeże ryby lub owoce morza, koniecznie jedźcie do Matosinhos. Zupy rybnej jaką tam jadłam długo nie zapomnę.



Z deserów znane w całej Portugalii są pastel de nata, czyli kruche ciasteczka wypełnione kremem. Dla mnie przepyszne, do porannej kawy, popołudniowego porto, jadłam kilka razy dziennie. Kawa jest w Porto pyszna i bardzo tania. 



Najbardziej znanym alkoholem z Porto jest wino Porto, wzmacniane, najczęściej czerwone, słodkie i ciężkie wino. Poza winem Porto znajdziemy w restauracjach i sklepach duży wybór zwykłego portugalskiego wina. Z moich ulicznych obserwacji wynika, że mieszkańcy i turyści odwiedzający Porto piją dużo piwa. W restauracyjnych i kawiarnianych ogródkach częściej widywałam szklanki czy kufle z piwem, niż kieliszki z winem. Nam najbardziej smakowało piwo Coruja, z głową sowy na etykiecie (coruja to właśnie sowa).




Na swoim blogu Zależna w podróży porównała Katanię do dziewczyny, która przychodzi na randkę spóźniona, bez makijażu i nieuczesana. I dla mnie takie właśnie jest Porto.
Ono nie zachwycana od pierwszego spojrzenia, nie ma "łał" i "och" na każdym kroku. Ale jeśli damy mu szansę, spędzimy tu dłuższą chwilę, powłóczymy się stromymi ulicami, bez pośpiechu wypijemy poranną kawę w niewielkiej kawiarni, posłuchamy krzyku mew i szumu oceanu, zjemy obiad w jednej z restauracji w Matosinhos, pójdziemy na wieczór fado, to Porto może nas zachwycić i sprawić, że będziemy tęsknić po powrocie do domu. Choć pogoda była bardzo kapryśna, choć ilość turystów negatywnie zaskoczyła, choć dużo tu starych, rozsypujących się domów, nas Porto oczarowało.
Na pewno tam jeszcze wrócimy i poznamy miasto lepiej. Zresztą mam ochotę poznać lepiej także resztę tego niewielkiego kraju na krańcu Europy. 


Komentarze

  1. Mnie Porto bardzo zauroczyło. Właśnie dlatego, że nie jest przesadnie wyidealizowanym miejscem, że można tam znaleźć takie prawdziwe, niekoniecznie urokliwe zakątki. Porto jest po prostu naturalne i to jest w tym mieście najfajniejsze.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty