Marcowa Sycylia - wąskie uliczki Syrakuz i piękne widoki z Taorminy.

To był mój pierwszy raz na Sycylii. Krótki, bo zaledwie trzydniowy, wypad na wschodnie wybrzeże wysypy podzieliłam pomiędzy dwa miejsca: Syrakuzy i Taormine. Miejsca zupełnie inne i choć Taormina wygrała tytuł ciekawszej i piękniejszej, to Syrakuzy też mają w sobie to coś i warto tam było zajrzeć. Mam nadzieję, że ten marcowy wyjazd nie był jedynie epizodem, a małym rekonesansem i kiedyś wrócę na dłużej na tą włoską wyspę.





Dlaczego Sycylia? Odpowiedź jest bardzo prosta :) Chcemy (trzy kobiety, to jest zdecydowanie babski wyjazd) jechać gdzieś, gdzie w marcu będzie już ciepło, latają tanie linie (z Warszawy lub Pyrzowic) i terminy lotów pozwalają na wypad na weekend plus 1-2 dni. Akurat kiedy szukamy biletów Sycylia jest najtańsza z miejsc spełniających wszystkie kryteria.

Lecimy w sobotę popołudniu, 2. marca i po 2,5 godz. lotu jesteśmy w Katanii. Miałyśmy różne pomysły na to jak zagospodarować trzy dni, jakie miałyśmy do dyspozycji. Jakie miejsce wybrać na bazę wypadową, a także czy wypożyczyć samochód czy zdać się na komunikację miejską? Z wypożyczenia samochodu rezygnujemy (i bardzo się z tego cieszymy widząc wąskie i kręte drogi w okolicach Taorminy) i postanawiamy zarezerwować noclegi w dwóch miejscach: dwie noce w Syrakuzach i noc w Taorminie, tym samym zupełnie rezygnując z poznania samej Katanii.

Tak więc z lotniska z Katanii jedziemy autobusem prosto do Syrakuz (rozkład jazdy oraz ceny autobusów na wschodniej Sycylii możecie sprawdzić na tej stronie ). Na dwie pierwsze dwie noce zarezerwowałyśmy mieszkanie w samym centrum Syrakuz, tuż przy moście prowadzącym na Ortigię. Korzystałyśmy z portalu Airbnb i gorąco polecamy zarówno sam portal, jak również wynajmowane przez nas mieszkanie - the best Sicilian holidays.Siracusa. Jeśli nie macie jeszcze konta na Airbnb, zachęcam do skorzystania z mojego linku polecającego, Wy dostaniecie 100zł na pierwszą podróż, ja 50 zł na kolejną :)

Pierwszego wieczoru idziemy jedynie na krótki spacer po uliczkach starego miasta, dopiero następnego dnia zaczynamy zwiedzanie. Zaczynamy od parku archeologicznego Neapolis. Okazuje się, że akurat w ten weekend (pierwszy weekend marca) jest on otwarty po raz pierwszy po zimie i wstęp jest bezpłatny. Jest to całkiem miła informacja.
W starożytności Neapolis było jedną z największych metropolii nad Morzem Śródziemnym, w czasach świetności liczyło ok. 300 tys. mieszkańców. Niewiele z tamtego miasta przetrwało do naszych czasów.
Zaczynamy od obejrzenia Amfiteatro Romano, następnie przechodzimy do Teatro Greco. Choć nie jestem zbytnią fanką starożytnych pozostałości, nawet mi się tu podoba.






Następnie schodzimy do Latomia del Paradiso w dawnych kamieniołomach, znajdziemy tu grotę nazwaną "Ucho Dionizosa".





Z parku archeologicznego idziemy nad morze, chciałyśmy znaleźć jakąś plażę ale jednocześnie nie odchodzić zbyt dlatego od Ortygii. Niestety nie trafiamy na takie miejsce i w końcu siadamy na kamieniach niedaleko wyjścia z portu. Nie jest to plaża ale nawet nam się podoba.



Trochę odpoczęłyśmy, czas na dalsze łażenie, przed nami Ortygia, wyspa, na której założono miasto.
Można zgubić się w labiryncie jej wąskich uliczek i placów. My dość szybko tracimy orientacje... Niestety większość budynków jest bardzo zaniedbana i sprawia lekko przygnębiające wrażenie.










Zdecydowanie najładniejszym miejscem na wyspie jest Piazza del Duomo. Plac otaczają okazałe barokowe pałace, a także piękna katedra, od której plac wziął nazwę. Będziemy w tym miejscu kilka razy, o różnych porach dnia, również po zmroku. Najbardziej podobało mi się rano, kiedy następnego dnia, na pożegnanie Syrakuz, przyszłyśmy tutaj na kawę. Było pusto i spokojnie.






Na krańcu wyspy znajduje się zbudowana z piaskowca twierdza - Castello Maniace, niestety, kiedy tam docieramy jest już zamknięta i możemy zobaczyć ją jedynie z zewnątrz.




Drugim, obok Piazza del Duomo miejscem, które podobało mi się w Syrakuzach najbardziej, są okolice mostów łączących Ortygię z resztą miasta, jednym z nich jest Ponte Nuovo. Panuje tu spokojna atmosfera, na wodzie lekko kołyszą się kolorowe łódki, jest bardzo malowniczo.





Wąskie uliczki Ortygii dużo zyskują po zmroku, w klimatycznym świetle latarni nie widać sypiącego się tynku, pustych okien czy śmieci




Następnego dnia, po krótkim spacerze i kawie na Piazza del Duomo, kierujemy się na dworzec, przed nami Taormina.



Z informacji jakie zebrałam przed wyjazdem wynikało, że z Syrakuz do Taorminy można dotrzeć zarówno autobusem, jak i pociągiem. Jednak na początku marca nie znajdujemy żadnych bezpośrednich połączeń autobusowych, jesteśmy, więc skazane na pociąg. I nawet nam to pasuje. Pociąg jeździ dość często, bilet kosztuje 9 euro, jednak niełatwo go kupić ;)
 Wchodzimy do hali dworca, podchodzimy do okienka, nad którym widnieje napis: kasa, bilety, jednak siedzący tam pan mówi, że bilety musimy kupić w automacie. Ok. Idziemy do automatu. Niestety, automat przyjmuje tylko monety, nie mamy 27 euro w monetach. Dobrze, możemy zapłacić kartą. Wyskakuje jakiś błąd, karta nie działa... Cóż, podchodzimy znowu do pana, pytając czy rozmieni nam pieniądze? Pan pokazuje drugi automat, po przeciwnej stronie, tam można płacić również banknotami. Super, idziemy tam. Niestety, automat w prawdzie przyjmuje banknoty ale nie działa drukarka i zakup biletów jest niemożliwy. Zaczynamy się czuć trochę jak w ukrytej kamerze...
Na szczęście tuż obok dworca jest bar, gdzie udaje nam się rozmienić pieniądze i kupić bilety w pierwszym automacie! Możemy jechać do Taorminy. Ale to dopiero za niecałą godzinę. Idziemy, więc do baru, czas coś zjeść. Wybieramy arancini, smażona kula (bardziej stożek) wypełniona ryżem i mięsem (są też arancini z ryżem i szpinakiem), jest to typowa sycylijska przekąska, nam bardzo smakuje.



Dworzec kolejowy w Taorminie położony jest na dole, przy samym morzu, aby dostać się do centrum miasta można iść na nogach lub pojechać autobusem. My wybrałyśmy tą drugą opcję, przystanek jest tuż przy dworcu.

Tego dnia w Taorminie mamy okazję pospacerować po Taorminie by night, po krótkim spacerze idziemy na kolacje. Ceny są tu zdecydowanie wyższe niż Syrakuzach.

Następny dzień jest jednocześnie naszym ostatnim na Sycylii, późnym popołudniem mamy samolot do Katowic. Na razie jesteśmy jednak w Taorminie i możemy zachwycać się jej przepięknym położeniem i roztaczającymi się stąd widokami. Miasto jest przepięknie położone, niemal z każdego miejsca można podziwiać piękne widoki, na okoliczne wzgórza, na morze, a przede wszystkim na Etnę.





Na początek spacerujemy główną ulicą - Corso Umberto, podziwiamy przepiękne widoki z Piazza IX Aprile, zapuszczamy się w boczne uliczki.

















Następnie idziemy parku miejskiego i to miejsce w Taorminie podoba mi się najbardziej. Nie dociera tu zbyt wielu turystów, dzięki czemu jest dość spokojnie. A widoki są tu zdecydowanie najpiękniejsze. Szczególnie górująca nad okolicą Etna prezentuje się wspaniale.






Po spacerze przyszedł czas kawę i coś do kawy, zupełnie przypadkiem trafiamy na idealne miejsce Bam Bar. Bar specjalizujący się w przygotowywaniu prawdziwej, sycylijskiej granity. Zamawiamy do niej tradycyjne bułeczki. Obsługujący nas pan mówi, że jest to typowe sycylijskie śniadanie. Super, nie ma jeszcze południa, może być śniadanie. Wszystko jest pyszne, bardzo nam smakuje. Do tego cudowne słońce i rozmowa z kelnerem, który zna kilka słów po polsku i chwali się znajomością z Kasią Smutniak. Jak dobrze, że tu trafiłyśmy. Jeśli będziecie w okolicy koniecznie zajrzyjcie do Bam Baru.



Do autobusu, który zawiezie nas na lotnisko w Katanii zostało jeszcze trochę czasu i te ostatnie chwile na Sycylii chcemy spędzić na plaży. Z Taorminy na plażę można dotrzeć na trzy sposoby: zejść na nogach, zjechać kolejką linową lub zjechać autobusem. My wybrałybyśmy kolejkę, gdyby nie fakt, że akurat nie działała. Jedziemy więc zastępczym busem.

Wybieramy plaże przy Isola Bella, niewielkiej wysepce połączonej z lądem wąskim paskiem piasku. Jest tu bardzo malowniczo, w sezonie podobno jest dość tłoczno, teraz jest dość spokojnie. Idealne miejsce na kilka chwil lenistwa.






Na koniec idziemy zobaczyć wysepkę, aby na nią wejść trzeba kupić bilet. Słyszałyśmy, że jest bardzo urokliwa i warta zobaczenia. Niestety, nasze odczucia są zupełnie inne. Może jest to spowodowane faktem, że część alejek jest zamkniętych i w sumie można zobaczyć zaledwie nieduży fragment wyspy.

Nasz czas na Sycylii dobiegł końca, żegnamy przepiękną Taorminę i jedziemy autobusem na lotnisko w Katanii. Musimy najpierw wjechać na górę, autobus na lotnisko odjeżdża z dworca w Taorminie.

To były cudowne trzy dni w świetnym towarzystwie, było dużo słońca, były piękne widoki,  było dobre jedzenie, były wieczorne rozmowy przy sycylijskim winie i było dużo uśmiechu.



Komentarze

Popularne posty